środa, 26 grudnia 2012

Opowieści z Iligardu #1

Dawno temu wymyśliłem świat do RPG - Iligard. Całość skończyła się na opowiadaniach i dwóch sesjach, gdzie główną rolę pełnił należący do graczy napędzany manicznym silnikiem traktor o wdzięcznym imieniu "Pyr-Pyr".  W tym i następnych postach wrzucam te opowiadania. Pierwsze trzy to trzy historie z okresu Wielkiej Wojny (wybuch, wojna i zawarcie pokoju). Ostatni to opowieść także po wojnie, która trwała ponad 350 lat i odcisnęła się piętnem we wszystkich królestwach. Wrzucę też kiedyś mapę i napiszę coś nowego.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Książę Van der Trimm obruszył się w fotelu. Zdawał sobie sprawę, że już nie może dłużej  zostawiać gnomiego sługi w niepewności. Odłożył więc pozłacane gęsie pióro. Podniósł głowę znad pergaminu. Gładząc brunatny wąs wycedził z godnym siebie cynizmem:
 -" Tak, Adamie?"
Podstarzały kamerdyner podniósł się z wdzięcznego ukłonu:
 - "Wasza Miłość, przybył posłaniec... z... Ramarii. I to sam królewicz Elenard. Czeka też admirał
 Grafh." 

Na ponurej twarzy Księcia zagościł uśmieszek, a podniesiona lewa brew wyjaśniała słudze wszystko. Książę w całej swej gburowatości i poprzez swe ogromne okrucieństwo czasami ujawniał ludzkie odruchy. Sługa to już widywał. Gdy Księżna urodziła syna. Gdy starszy brat Księcia, następca tronu, zginął w wypadku. Wreszcie gdy rozkazywał pięć dni temu całej swej armii przekroczyć granicę z Ramarią. To takie teatralne okazywanie emocji przyniosło Księciu chwałę 'kamiennej twarzy'. Uśmieszek i brew. Sługa spodziewał się czegoś wielkiego tegoż letniego wieczora. Jakże blisko był w swych przewidywaniach. 
 - "Niech Elenard wejdzie. Zobaczymy co ten chłop ma mi do powiedzenia". 
Ukłoniwszy się nisko sługa wymaszerował do holu. Tylko Bogowie mogli wiedzieć co Księciu krążyło wówczas w głowie. Twardo stąpający po ziemi na pewno nie myślał teraz o różach z ogrodu matki tudzież ostatnich jednorożcach dumnie przemierzających równiny Bramarii.

Już po kilku sekundach młody, pewny siebie syn samego Króla Elenarda XIV wdarł się niczym piorun do Sali Brzasku. Jego półelfia krew tylko podgrzewała w nim gniew.
Ramaryjski wywiad dobrze wiedział, że wszyscy dyplomaci, wrogowie czy przyjaciele, w Bramarii byli przyjmowani w ogromnej pałacowej sali wyłożonej złotym i czerwonym jantarem. Portyki kolumn wzmocniono kamieniami szlachetnymi, które doskonale podkreślały roślinne motywy pnączy i liści. Blask i piękno miały onieśmielać i zmuszać do uległości. Wywiad nie omieszkał poinformować o tym królewicza. On nie omieszkał pamiętać o tym.
Dlatego kroczył pewnie i nawet jeśli czuł się niepewnie i przerażony nie dał tego poznać po sobie.

Podszedł tak blisko dębowego stołu jak tylko mu straż pozwoliła i rzekł:
 - "Wasza Miłość, ten atak to pogwałcenie naszych traktatów. Pragnę przypomnieć, że nasi ojcowie
zawarli pakt o nieagresji, że już nie wspomnę o Smoczym Pakcie sprzed mileniów. To jest
pogwałcenie prawa, to jest zbrodnia, to jest..."

 - "Wystarczy!!! Skończ że te czcze utyskiwania." - Elenard zamarł gdy Książę mu stanowczo przerwał waląc ręką w stół.
 Zauważywszy niepokój na twarzy królewicza, Książę uniósł się z fotela i rozpoczął pierwszą bitwę
tej wojny. Bitwę na słowa.

 - "Naszych ojców tu nie ma. Mój leży konając w swym łożu, a twój..." - głęboko westchnął z pogardą - "...najwidoczniej ukrył się ze strachu przed Bramaryjską armią. Wnioskuje to z tego, że przysyła tutaj Ciebie, a winnien przecież sam się stawić by podpisać kapitulację."
Książę dobrze wiedział, że wspiął się na szczyty bezczelności. Nikt jednak mu tego nie wypomni. Doskonale to wiedział i czekał na odpowiedź wypudrowanego królewicza.
 - "Kapi...kapitulację...?" - wymówił lekko przerażony Elenard. 

 Tak! Bezczelne słowa Księcia wywarły właściwe wrażenie. Oto chodziło. Celny cios. Bitwa zdawała się już wygrana. Lecz Książę nie spodziewał się, że młody Elenard ma odwagę i ikrę jakiej od zawsze brakowało w jego dynastii. Był najmłodszym synem króla i choć nie było mu przeznaczone być kiedykolwiek następcą ojca dobrze wiedział, że los płata figle i może być rzucony w wir wydarzeń, o których pojęcia nie mają nawet wiedźmy. Przełknął więc Elenard ślinę i stanowczo wydusił:
 - "Zważ Książę, że pogwałciłeś święte prawo narodów Iligardu. Czyżbyś zapomniał, że nasi
 przodkowie obiecali Dragonom żyć w pokoju w zamian za zabranie od nas złowieszczej magii. Bez wojen i w zgodzie z darami natury. Co powiedzą na twe działania inne narody partycypujące w Smoczym Pakcie?"

Królewicz poczuł jakby właśnie w decydującym momencie bitwy nadciągnęły oczekiwane posiłki.
 Teraz to już zwycięstwo mogłoby być jego, gdyby Książę nie trzymał w rękawie innego asa. 

 - "Prawo narodów, powiadasz? Święte, powiadasz? Dla których to narodów stare i zapomniane
 prawo ma być według Ciebie święte?"
Nerwowość Księcia dało się wyczuć w nagrzanym letnim
 słońcem pokoju co dla częstych bywalców książęcych wystawnych przyjęć była by widokiem zaskakującym. Przechadzając się wzdłuż okna, stojąc plecami do gościa, czym tym samym okazując mu lekceważenie kontynuował.
 - "Bo jeśli masz na myśli wszystkie kraje Iligardu to wiedz, że nikogo nie obchodzi los małego rolniczo-górniczego państewka. Ujmując to bardziej dokładniej: Haenza i Scandia mają własne problemy, Terragonia i jej sąsiedzi są zbyt zajęci swymi wewnętrznymi rozruchami chłopskimi, a..." - Książę w tym momencie zrobił krótką pauzę. Tylko po to żeby odejść od okna i spojrzeć w oburzoną twarz królewicza - "...a armie Legowii i Zimmeri w tym momencie dopełniając naszego przymierza przekraczają granicę twego byłego królestwa. A żyć będziemy w zgodzie z darami natury. Tylko nasze się już prawie skończyły, więc weźmiemy trochę waszych." 

Książę uśmiechnął się złowieszczo. Gdyby nie wyrafinowane szkolenie najlepszych specjalistów od etykiety i manier jego okrutny śmiech słychać by było na samym dnie piekła albo i nawet w miejscu dokąd odleciały smoki. Tego się królewicz nie spodziewał. Choćby spędził miesiące czy lata z Bogami nie byłby w stanie przewidzieć takiego przymierza. Natomiast wywiad Ramaryjski powinien był przewidzieć taki rozwój wypadków, o czym Elenard doskonale wiedział i tym bardziej nad nieudacznictwem wywiadu bolał.
Król Elenard XIV nie był jednak wojowniczy i zaniedbywał wszystko co z wojną związane. Zdobyte w ten sposób środki przeznaczał na rozwój przemysłu i floty handlowej. Wierzył w wieczny pokój, na co przecież miał podstawy - Smoczy Pakt skutecznie powstrzymywał narody Iligardu od większych konfliktów niż kilkudniowe potyczki. Każda z dynastii obawiała się, że jeśli złamie słowo dane smokom one powrócą i przemienią krainy w pogorzelisko.
Królewicz Elenard nie był aż tak krótkowzroczny. Od paru lat wykupywał kopalnie w górach, zatrudniał najlepszych inżynierów. Ojciec go za to chwalił. Czuł że syn rozumie ekonomiczną potęgę Ramarii. Nie zadawał więc pytań, gdy kopalnie nie przynosiły dochodu, a nawet wtedy gdy jego syn wydał sporą część skarbca na ubicie dróg do nierentownych kopalń. Wierzył, a może po prostu chciał wierzyć, że Elenard i jemu podobni to przyszłość gospodarki Ramarii.

Elenard miał jednak nieco inne plany i teraz zapragnął podzielić się nimi z Księciem, lecz w taki sam zagmatwany sposób jak wypowiada się wyegzaltowana arystokracja obu królestw.
Podniósł więc głowę i powiedział :
 - "Książę, nasz rolniczo-górniczy, jak zechciałeś go nazwać, kraj kryje o wiele więcej tajemnic niż
chciałbyś wiedzieć. Ruchy twych wojsk, Książę, są nie tylko głupotą, ale też najszczerszym
niedocenianiem przeciwnika."

 Królewicz się powoli odwrócił przygotowując się do wyjścia.
 - "Takie działania zawsze prowadzą do piekła..." - Elenard już powoli ruszył w stronę drzwi widząc
 wchodzącego Admirała. Jeszcze tylko ostatnie zdanie i tą bitwę bramaryjski Książę miał przegrać. - "... a więc do zobaczenia w piekle Książę, gdyż to oznacza wojnę." 

Książę spoglądał na wychodzącego Elenarda ze zdziwieniem połączonym z oburzeniem.
 "Co ten smarkacz sobie myśli?" pomyślał Van der Trimm spoglądając na Admirała Grafh'a, który
właśnie zbliżał się do niego.  Choć sam przecież dopiero kilka chwil wcześniej okazał mu bezczelność to poczuł się oburzony i oburzenie to wypełniło jego ciało wraz z płynącą błękitną krwią.

 Admirał Krajan Grafh dobrze znał Księcia. Jego okrucieństwo dla wrogów i szczodrość dla sprzymierzeńców. Powoli wyciągał zza pazuchy skórzaną teczkę pełną informacji wojskowych. Już chciał przekazać ważne informacje, gdy Książe go uprzedził podnosząc do ust kielich z winem i wspominając w myślach rozmowę z Elenardem zapytał:
 - "Jak postępy Admirale? Rozumiem, że nasi przyjaciele z Legowii i Zimmerii dali z siebie wszystko
 i już ruszyli te swoje niezdarne wojska?"

Admirał jąkając się odrzekł :
 - "Tak Książę... już przekroczyli Ramaryjską granicę... ale..."
 - "Bardzo dobrze. Niech ruszają dalej." Powiedział zachwycony Książę dodając
- "A gdzie już nasze wojska są? Mam nadzieję że stolica jest w naszych rękach?"

Admirał karierę zrobił gdyż zawsze znajdował się w miejscach gdzie wyżsi mu rangą święcili triumfy. Jemu ordery i awanse dostawały się poniekąd przy okazji. Lecz teraz wiedział, że to co ma zamiar oświadczyć Księciu to nie będzie triumf. To będzie najprawdopodobniej największa porażka w historii wojskowości Bramaryjskiej. Porównywalne to będzie dla rodu królewskiego wyłącznie z historią sprzed ponad dwóch pokoleń, gdy dziad obecnego władcy Bramarii przegrał w karty nadbrzeżną twierdzę Sakhal wraz z przyległościami pozbywając Bramarię dostępu do Morza Wirów. Nie pochodzący z arystokratycznego rodu admirał nie miał jednak wyboru i wiedział, że musi przekazać informację.
 - "Wasza Miłość, napotkaliśmy pewne... trudności..." - wycedził.
 Wpatrując się w zachodzące słońce Książę zapytał o jakież to może chodzić trudności. Wszakże nowocześnie zorganizowana, świetnie wyszkolona i bogato wyposażona armia Bramarii, choć doświadczenie zdobyła na tłumieniu powstań chłopskich nie miała sobie równych. Wliczając do tego wywiad prowadzony przez profesorów z uniwersytetu był pewien zwycięstwa.
Powoli zbliżając się do Księcia admirał podał mu pogięte pergaminy wyjęte z teczki i opatrzone pieczęcią wywiadu. Stanął na tyle blisko by Książę nie musiał sięgać po dokumenty, ale na tyle daleko żeby twarda dłoń następcy tronu nie dosięgnęła go od razu.
Książę z niedowierzaniem czytał pergaminy mrucząc złowrogo. Admirał komentował:
 - "W tych kopalniach... Wasza Miłość... w tych kopalniach natrafiliśmy na laboratoria i magazyny...
wojskowe Panie... wróg stawia opór. Mają takie wielkie maszyny jeżdżące i szybkostrzelne
 muszkiety. Tak jakby byli gotowi do walki. Nasze straty są porażające... to nie będzie błyskawiczne
 zwycięstwo." 

Książę zamienił swój uśmiech w przerażenie. Spoglądał w dół przez kryształowe okno gdzie widział jak Elerand wsiada do powozu. Myśli kłębiły mu się w kipieli strachu o swą przyszłość i przyszłość całego rodu. Admirał wiedział co to oznacza dla chcącego udowodnić swą wartość nastoletniego następcy tronu. Jeśli wygra zmaże blamaż sprzed kilku lat, gdy chcąc się pochwalić erudycją obraził prawie każdego gościa na corocznym królewskim balu w Dniu Zimowego Przesilenia. Natomiast jeśli przegra dno, które osiągnie tak towarzysko jak i finansowo będzie znajdować się kilka metrów pod mułem, do którego wciągnie swych zwolenników. Odważył się więc na komentarz, który był całkowicie nie na miejscu.
- "Szczerze wątpię, Wasza Miłość czy to nawet będzie jakiekolwiek nasze zwycięstwo."
Elerand zamykając drzwi powozu już wiedział jakie wiadomości przyniósł Admirał. Poznał to po  dobiegającym z Sali Brzasku gniewnym krzyku Księcia i wylatującym przez rozbite okno admirale.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz