środa, 26 grudnia 2012

Opowieści z Iligardu #3

Trzecie opowiadanie umiejscowione w Iligardzie. Tym razem tuż po zakończeniu działań wojennych.
Część pierwsza. Część druga.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Promienie jesiennego zachodzącego słońca oświetlały kryształowe wieże dzielnicy szlacheckiej w Mygrodzie, obecnie największym z miast Zimmerii. W stronę bramy powoli toczył się zaciemniony powóz. W środku na atłasowej poduszce siedział hrabia der Glasse. Niemiłosiernie żałował, że zrzucono tu kiedyś maniczne bomby. Teraz cały obszar nie nadaje się dla technomagii. Nigdy nie wiadomo czy automobil ruszy czy eksploduje. Dlatego teraz mimo potwornego bólu musi wytrzymać te prymitywne resory powozu. 

Z zewnątrz dobiegły go jakieś hałasy. Wyjrzał pytając:
 - "Woźnico, co się dzieje?" 
 Ten widok go zaskoczył. Nigdy nie widział powojennych przedmieść. Owszem, słyszał różne opowieści, ale nie brał je na poważnie. A teraz nie mógł uwierzyć własnym oczom. Z drewnianych baraków i chat zbudowanych z pozostałości innych budowli wybiegały wychodzone i brudne istoty. Elfy, krasnoludy czy ludzie. Wszyscy przypominający upiory. Niedziałający system pomp przestał doprowadzać czystą wodę do tych obszarów już kilkadziesiąt lat temu. Woda z naturalnych studni jest zbyt zanieczyszczona by można ją było pić. Mieszkańcy, a raczej zasiedleńcy są wystawieni na łaskę lordów, którzy od czasu do czasu przyślą beczkowóz. Brak czystej wody to też brak upraw. Te dzieci nie jadły już pewnie kilka dni. Kości wystawały poza skórę, a pękate z głodu brzuchy dopełniały czarę goryczy. Hrabia nie sądził, że aż tak źle się dzieje. Miał nadzieję, że wszelkie raporty są przesadzone. Teraz czuł jak okropna jest wojna i jak zmienia życie każdego.
Nie wymawiając ani słowa chwycił bat woźnicy, którym karcił on żebrzące upiory.  Kazał się zatrzymać. Rozpakował wszystkie prezenty, które jak kazał zwyczaj wiózł dla małżonki Lorda Protektora i rozdał zebranym dookoła dzieciom. 

Następnie z uśmiechem, ale nadal bez słowa wsiadł do powozu i skierował się do najwyższej kryształowej wieży, by uczestniczyć w dzisiejszym balu. Przy drzwiach nikt na niego nie czekał, co zważywszy na jego spóźnienie nie zdziwiło go bardzo.
Będąc w środku nie czekał na zadenuncjowanie tylko prędkim krokiem ruszył poprzez sale z kryształu do windy pneumatycznej. Myśli o tych upiorach zaprzątały mu głowę. Jak można było setki lat temu pozwolić by cały kontynent i w szerszej czasowej perspektywie także kolonie pochłonęły się beznamiętnie w walce. Przecież walce bratobójczej, bo jak uczą Smocze Księgi wszyscy mieszkańcy Iligardu wywodzą się od 12 braci, choć różnych ras. Choć w czasie całej wojny każdy bał się, że smoki powrócą i zemszczą się za złamany pakt nikt się nie chciał poddać. Patrząc przez oszkloną windę na niedawno mijaną dzielnicę nędzy przyszło mu do głowy, że wcale smoki nie musiały wracać - Iligardczycy sami zgotowali sobie los piekielny. Myśli o tym co widział zaprzątały mu całą tę drogę w górę - ponad 20 pięter. 

Dlatego będąc dopiero tuż przy wielkich drzwiach z drzewa sandałowego usłyszał muzykę. Wiedział że skoro wyprzedził majordomusa nie może liczyć na wesołe powitanie. Nikt zapewne nawet nie zauważy, że wszedł. Mimo to uchylił drzwi i wkroczył jakby do innego świata.

Całość kryształowego pomieszczenia wypełniał kojący zmysły zapach ziela wyspowego, a dźwięczna muzyka chóralna dopełniała sielanki. Mimo niezapowiedzianego przybycia od razu został rozpoznany. Przepaska na lewym oku i podpieranie się na rzeźbionej lasce od razu zdradzało kim jest. Już po chwili przed nim stał blondwłosy elf.
 - "Hrabio widzę, że znalazł pan nasze skromne przyjęcie." - odezwał się elf. Hrabia nie za bardzo
przepadając za wystawnymi przyjęciami Lorda Protektora nie mógł nie przyjść ze względu na konieczność wykonania powierzonego mu przez Radę Królewską tajnego zadania.
Spoglądając na elfa odrzekł:
 - "Lordzie Protektorze muszę przyznać, że ciężko byłoby nie zauważyć tak pięknych wież. Górują
one nad każdym barakiem w okolicy."

Znany z ostrego dowcipu hrabia spojrzał na Lorda i delikatnie się uśmiechnął. Lord i towarzyszący
 mu współbiesiadnicy wybuchnęli śmiechem.
 - "Jak zawsze hrabia lubi żartować" - odpowiedział Lord -"pozwoli pan hrabio, że przedstawię:" -
 wskazując na zarośniętego krasnoluda w jasnym surducie - "Profesor Dominiq Fallazi z Haenzy...
główny inżynier wojskowy..."
. Następnie objął w pasie uroczą acz już podstarzałą kobietę -
"...baronowa Miriana de Fountaiene..." - oraz wskazał delikatnie na ponurego człowieka w
mundurze - "...i Feldmarszałek Severin Tchasky."
Cóż za towarzystwo pomyślał Hrabia. Krasnal budujący niosące śmierć maszyny, wyegzaltowana idiotka i zdrajca, który porzucił swego króla by przejść na stronę Koalicji Wolności. Po prostu wspaniałe towarzystwo. Nie mógł jednak tego głośno powiedzieć więc tylko odrzekł kłaniając się w pas: "Niezmiernie mi miło". 

Lord Protektor przytaknął głową, przeprosił i odszedł zabawiać innych gości. Hrabia nigdy jeszcze tak bardzo jak teraz nie chciał zniknąć. Widział takie sztuczki w amfitronach, lecz sam żadnej nie potrafił wykonać. Postanowił więc grać dobrą minę do gry, o której nikt z biesiadników jeszcze nie wi edział że jest złą grą.
 - "Troszkę się pan spóźnił hrabio. To pewnie przez tą pasożytniczą hołotę z przedmieść. Tylko
przeszkadzają."

Słowa Feldmarszałka wzburzyły Hrabiego, lecz nie mógł po sobie dać znać, że w jakikolwiek sposób sympatyzuje z ludem. Odpowiedział więc dyplomatycznie:
 - "Proszę pamiętać Feldmarszałku, że ta hołota w Terragonii i paru innych miejscach sprawiła, że
tacy jak my musieli uciekać. Szlachta była ścigana i zabijana... bez wyjątków."

Feldmarszałek z godnością przyjął subtelny cios i odrzekł:
 - "Hrabio to było ponad trzy i półwieku temu. Przed wojną. Na szczęście ten konflikt nauczył ich, że
bez swych Panów są niczym."

Zaskoczony butnością Feldmarszałka Hrabia odrzekł:
 - "W Armallo wybili wszystkich i jakoś do tej pory sobie radzą, czyż nie mam racji Profesorze?" 
 Hrabia zwrócił się w stronę Profesora, gdyż doskonale wiedział jak bardzo mieszkańcy Haenzy nie mogą
znieść faktu, że jedną z prowincji w ich unii rządzi zwykły lud. Liczył że ten cios go za boli.
 - "Tak... bhry... niestety tak jest, ale stosunki wewnątrz unii są jak najlepsze." - odpowiedział
krasnolud zdaje się, że sam do końca w to nie wierząc.

Już po chwili rozmowa stała się ostra na tyle, że tylko głupie pytanie baronowej mogło rozładować
napięcie:
 - "To Haenz jest kilka?" 
Dysputanci spojrzeli po sobie, a następnie na hrabinę ze wzrokiem pełnym zdziwienia. Ich miny zdawały się mówić: "gdzie ty żyjesz kobieto?" Sytuację uratował Lord Protektor chwytając w pasie hrabinę i mówiąc:
 - "Haenza to unia kilku państewek, moja droga Baronowo. Jednak minęło już prawie 600 lat od unii więc trudno pamiętać takie rzeczy jeśli nie żyje się więcej niż 80 lat."
Hrabia spojrzał na Lorda takim wzrokiem jakby go jak najgłębiej chciał przeniknąć. Dotrzeć do
jego myśli.  Przez chwile mimo wciąż prowadzonej dysputy ich oczy się spotkały. Uważny obserwator od razu by dostrzegł jak powietrze gęstnieje od wzajemnych podejrzeń. Tą pseudotelepatię przerwał właśnie Lord Protektor zadając pytanie:
 - "Zapomniałem spytać Hrabio, w jakim celu pan przybywa w me skromne progi?" 
 Hrabia w głębi duszy się ucieszył tym pytaniem, gdyż całkowicie mu to ułatwia sprawę.
 - "Lordzie Protektorze w związku z wycofaniem się wojsk wroga z obszaru Zimmerii Rada Królewska i Parlament żądają przywrócenia porządku i uspokojenia nastrojów społecznych, ale o tym Pan już wie od jakiegoś czasu."
Hrabia powoli się cofnął by być słyszanym przez jak największe audytorium.
 - "Co za tym idzie wszyscy Lordowie zobowiązani zostali do poprawy warunków bytowych ludności, albo jak to zechciał się wyrazić Feldmarszałek: pasożytniczej hołoty."
Nie bardzo wiedząc co planuje Hrabia, Lord dalej się przysłuchiwał nie zwracając uwagi na obrazę swego szacownego gościa.  Widząc iż grono jego słuchaczy szybko się powiększyło, a muzyka ucichła kontynuował.
 - "W związku z tym wysyłane były transporty żywnościowe. Po jakimś czasie wysyłani też byli  komisarze, których celem było sprawdzenie jak wywiązują się z nałożonego na nich obowiązku  Lordowie. Z twej domeny nie powrócił żaden z komisarzy... żaden oprócz jednego gnoma.  Opowiedział on Radzie jak go pojmano wraz z kolejnym transportem. Jak go torturowano i
próbowano zabić tak jak poprzednich czterech komisarzy."

 Tymi słowy Hrabia wywołał poruszenie wśród zgromadzonych. Cisze wypełniły szepty, a Lord Protektor  jak wyśmienite mięso podawane tego wieczora stanęło mu w gardle.

 - "Przedstawił też dowody na istnienie szerokiej sieci kolaboracji z wrogiem. Ci zdrajcy, bo inaczej
nie wypada ich nazwać, sprzedawali wycofującym się wojskom wroga dostarczane transporty
żywieniowe w zamian za wymierne korzyści materialne. Kamienie szlachetne, złoto i twardą
walutę. Rada Królewska skłonna jest też przypuszczać, że podobny proceder miał miejsce w czasie
działań wojennych.
W wyniku zakrojonego na szeroką skalę śledztwa prowadzonego przez Wywiad Jego Królewskiej
Mości i Królewską Komisję Wojenną, której jestem tutaj przedstawicielem, pojmano większość
kolaborantów. Dalsze ustalenia doprowadziły nas do twórcy całego procederu, którym okazał się być Pan. W związku z czym aresztuję Pana, Lordzie Protektorze." 

 Wśród obecnych zawrzało. Lord Protektor zdając sobie sprawę z powagi sytuacji próbował na szybko wymyślić jakiś wyjście. Jedyne co mu przyszło do głowy brzmiało:
 - "Jak Pan śmie Hrabio. Przyjeżdża Pan na moje przyjęcie. Obraża Pan mych gości i jeszcze ośmiela się rzucać te bezpodstawne oskarżenia."
Hrabia się tylko uśmiechnął.
 -"Bezpodstawne powiada Pan ? W takim razie jak Pan wytłumaczy nagły wzrost pańskich dochodów mimo, że gospodarka Zimmerii leży w ruinie. Mogę Pana również zapewnić, że mamy wiarygodnych świadków na poparcie przytoczonej przeze mnie tezy." 
Lord Protektor spojrzał na straż przy drzwiach - "Straż ! Brać tego zdrajcę!" 
Gdy tylko strażnicy ruszyli z paradnymi halabardami w stronę Hrabiego kryształ w oknie został rozbity. Tłum zdołał tylko dojrzeć czarną sylwetkę i dwóch zdekapitowanych strażników. Tak oto woźnica hrabiego, znany też jako Reginald Ukryk - półork zabójca, ujawnił swą tożsamość najpierw wspinając się prawie kilkadziesiąt metrów po kryształowej ścianie, a następnie czekając na sygnał z przyjęcia. 

Elf stanął jak wryty. Szybko się otrząsnął i chwytając leżącą halabardę rzucił się na hrabiego. Ten niewiele myśląc wyciągnął ukryte w lasce ostrze, zrobił półobrót i pozbawił Lorda Protektora głowy.
Następnie schował ostrze, nisko się zgromadzonym ukłonił i wyszedł by powiadomić przełożonych
o powodzeniu misji.

Baronowa de Fountaiene ścierając rozbryzganą krew Lorda ze swej twarzy szybko, lecz dystyngowanie osunęła się na ziemię tracąc dech. Tłum już po chwili udał się do wyjścia, zapewne licząc, że i im się dostanie.

Wraz ze wschodem słońca do miasta przybyła Gwardia Królewska, by wyręczyć Hrabiego w przykrych obowiązkach porządkowania niektórych spraw. Zwłaszcza tych wymagających szczegółowych przesłuchań i rozlewu szlacheckiej krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz